Nie wyobrażają sobie życia bez walca, tanga czy i quickstepa. Są i w tym najlepsi, najlepsi na świecie.

 Paulina Glazik, bydgoszczanka z Markiem Kosatym, byd­goszczaninem z wyboru, w pod-paryskim Disneylandzie wytań­czyli na początku grudnia tytuł mistrzów świata amatorów w tańcach standardowych federa­cji World Dance Council.

- To było nasze marzenie, do którego żmudnie podążaliśmy krok po kroku - podkreślali tuż po powrocie.

Wybrali rodzice

Taniec to nie był ich pomysł. Wyboru dokonali rodzice.

- Tata Roman, który przez na­stępne lata był moim menedże­rem, sponsorem, wiernym kibi­cem - zaprowadził mnie do szkoły tańca Grażyny Potockiej. To był prezent od „Mikołaja." Poszłam tam pod jednym wa­runkiem: będę tańczyć sama, bez partnera. Wytrwałam w tym postanowieniu przez dwa mie­siące - wspomina Paulina.

Marka do tańca przekonał... rower - Szybko okazało się, że nieźle sobie radzę na parkiecie. Kiedy z o głowę wyższą partner­ką, dobrze wypadłem w pierw­szym turnieju - nikt już nie mu­siał zmuszać mnie do pójścia na zajęcia.

Paulina z Markiem taneczną parę stworzyli w 2004 roku, kie­dy bydgoszczanka wraz z Litwi­nem Vaidotasem Lacitisem mia­ła już na swym koncie młodzie­żowe wicemistrzostwo świata wywalczone przed własną pub» licznością w hali „Łuczniczka."

- Spotkaliśmy się wcześniej, na mistrzostwach Polski mło­dzików, gdy jej partnerem był je­szcze Przemek Juszkiewicz. By­łem pod ogromnym wrażeniem jej tańca. Kiedy wróciłem do ro­dzinnego Kętrzyna zapowie­działem moim kolegom z klubu, że w przyszłości będę partne­rem Pauliny. Przyjęli tę deklara­cję z niedowierzaniem.

[Rozmiar: 98142 bajtów]

Spróbujemy razem?

Marek ma charakter wojow­nika, zwycięzcy, konsekwentnie dąży do celu. Z każdym rokiem podnosił swoje taneczne umie­jętności, korzystając z wiedzy i doświadczenia zagranicznych trenerów. I pewnego dnia za­dzwonił telefon. W słuchawce usłyszał delikatny glos Pauliny: może spróbujemy razem?

- Mieszkałam wówczas w Ko­wnie na Litwie, skąd pochodził Lacitis, mój dotychczasowy pa­rtner. On jednak nie wierzył, że ze mną może wdrapać się jesz­cze wyżej i postanowił odejść. Zostałam sama. Zrobiłam zatem rozeznanie w gronie trenerów i znawców w branży. Wszyscy byli jednomyślni: spróbuj z Ma­rkiem, to wielki „talenciak" - opowiada z uśmiechem Paulina.

- Nie mogłem uwierzyć, myślałem, że to „ściema", żart. Kiedy okazało się. że nie, to szybko spakowałem walizki i wyjechałem do Kowna. Paulina ze swoim byłym partnerem z Litwy spotkała się dwa lata później na prestiżo­wym turnieju w Blackpool.

- Zwyciężyliśmy! Vidotas był szósty. Miałam dużą satysfakcję. To wówczas chyba uwierzyli­śmy, że możemy sięgnąć po ty­tuł mistrzów świata, choć na­stępne lata na to nie wskazywa­ły. Nie mogliśmy w prestiżo­wych turniejach przebić się do czołowej dwunastki. Kończyli­śmy zazwyczaj na 13. miejscu. Jeden z trenerów wyliczył, że nie wystarczy nam lat, aby wdrapać się na szczyt.

Wystarczyło. W 2009 roku na mistrzostwach World Games w tajwańskim Kaohsiung, przy 15-tysięcznej widowni, Paulina z Markiem wytańczyli finał zaj­mując 5 miejsce. Powtórzyli ten wynik przed rokiem w czempionacie w Moskwie. W tym roku. w trzech prestiżowych turnie­jach w Anglii sędziowie lepiej oceniali jedynie parę duńską.

Technika, wizerunek, przy­chylność sędziów i…

- Aby myśleć o miejscu w światowej czołówce, nie wystarczą treningi w Polsce. Mekką ta­ńca jest Anglia. Tam spędzamy mnóstwo czasu, trenując od ra­na do wieczora pod okiem trzy­nastu wytrawnych szkoleniowców, byłych mistrzów. Odwiedzamy też siłownie, biegamy. W standardzie musimy wykazać się doskonałymi umiejętnościami w walcu wiedeńskim, walcu angielskim, tangu, fokstrocie oraz quickstepie - dlatego tylu trenerów. Główną pieczę spra­wuje jednak Włoch Augusto Schiavo. To on ma decydujący glos. Nie ma innej drogi do suk­cesu - zapewniają mistrzowie.

Z tańców latynoamerykań­skich, choć nieźle w nich radził sobie Marek, zrezygnowali. - Je­stem za szczupła, za delikatna. W „latino" trzeba mieć czym „zarzucić" - śmieje się Paulina.

Doskonała technika w tańcu, to główny atut mistrzowskiej pary, lecz nie jedyny. Przy bar­dzo wyrównanej stawce bardzo ważny jest też wizerunek, przy­chylność sędziów.

- Na fryzurę poświęcam około 1,5 godziny, na makijaż 40 minut. Często robię to sama, lecz na ważnych turniejach oddaję, się w ręce fachowców. Marek, też sporo czasu spędza w łazien­ce - zdradza Paulina.

Wspaniale kreacje zapewnia­ją renomowane firmy. Podobnie buty, fraki, koszule itp.

- To przywilej mistrzów. W ka­żdym turnieju mam do dyspo­zycji dwie sukienki. Markowi frak wystarczy na rok. Wcześniej nie było tak różowo. Mogłam, co najwyżej, liczyć na kilka sukie­nek w roku zakupionych przez  rodziców. W miarę osiąganych sukcesów firmy działające w tej branży pokrywały 50 procent  kosztów za udostępnienie.

...pieniądze

Do sukcesu nie wystarczy talent poparty ciężką pracą. Potrzebne są pieniądze. I to niemałe.

- Najtrudniejsze były początki. Cały ciężar finansowania si spoczywał na rodzicach, którzy opłacali wówczas wszystko: szkolenie, turnieje, przejazdy, zakwaterowanie, stroje, kosmetyki. Tata się śmieje, że zainwe­stował we mnie dwie wilie. Na szczęście, od kilku lat nie ma już takiej potrzeby. Utrzymuję się sama- mówi z dumą Paulina.

- Nie mamy jednak nic odłożonego na przyszłość - dodaje Marek. Pieniądze z nagród wynoszące od 1000 euro do 6000 dolarów czy też z prowadzonych warsztatów inwestujemy w siebie. Nie możemy pozwolić sobie na chwilę luzu, rozprężenia Na to tylko czekają nasi konkurenci, by nas zdetronizować. A my chcemy utrzymać się na  szczycie, dlatego tez nie świętujemy, a wyjeżdżamy na kolejny turniej na Ukrainę. Do domu przyjechali na Wigilię.

Para na parkiecie

Marek, choć od kilku lat mieszka w Bydgoszczy, wybrał się do rodziców do Kętrzyna, Paulina do Osówca nieopodal Byd­goszczy.

Święta i sylwestra spędzamy osobno, każde w swoim gronie.  Parą jesteśmy tylko na parkiecie. Łączy nas taniec, to nasza pasja.  Poza nim nasze relacje określiła­by jak brat i siostra - podkreśla, z całą mocą Paulina. Sylwestrowa noc to bale, taniec. Mistrzowie raczej będą tego unikać.

- Wybierzemy spotkania w mniejszym gronie, bez tańców. Nowy Rok powitamy lampką '-   szampana. Na więcej nie możemy sobie pozwolić. Bezapelacyjna wygrana w Pa­ryżu, gdzie sędziowie przyznali im pierwsze miejsca we wszyst­kich tańcach, sprawiła, że byd­goska para nie wyklucza przej­ścia na zawodowstwo.

Na „Taniec z gwiazdami" nie pora

- Różnica między amatorami a zawodowcami zatarła się, po­za wiekiem. Tam rywalizują nie­co starsze, bardziej doświadczo­ne pary. Nic stanie się to jednak wcześniej aniżeli w 2014 roku - zapewniają. W zbliżającym chcemy pokazać, że na ten tytuł w pełni zasłużyliśmy, a stanie się to wówczas, gdy wygramy trzy turnieje na angielskich parkie­tach, w których w minionym se­zonie zajmowaliśmy 2 pozycje. Chcemy przy tym promować Bydgoszcz. W zgłoszeniu poda­jemy właśnie to miasto, z nim się utożsamiamy.

Czy mistrzowie wystąpią kie­dyś w telewizyjnym show „Tań­cu z gwiazdami" bądź w podob­nym programie?

- Mieliśmy dwukrotnie takie propozycje. Odmówiliśmy. Z prostej przyczyny: braku czasu. Być może skorzystamy z takiej oferty, gdy przejdziemy na „ta­neczną emeryturę", kiedy zaj­miemy się szkoleniem swoich następców - tłumaczą.

- Każde z nas myśli też o zało­żeniu rodziny. Chciałabym zo­stać mamą. Nie wykluczam ma­cierzyńskiej przerwy - progno­zuje Paulina.

- Jeżeli tak się stanie, na pew­no cierpliwie na nią poczekam, jest najlepszą partnerką na świecie, kończy Marek.

 

Gazeta Pomorska, Piątek 28 grudnia 2012r.